„Zimowy poranek"
Wyiskrza się słońce - zestrzela promienie,
Tęczowe odblaski swej głowy...
Ze skarbów wszechświata śle drogie kamienie
W ten mroźny poranek zimowy.
Czy tylko to zima?... te białe kryształy
Nie zaś to kielichy kwiatowe,
Co wnet się otworzą - by wzrok mój zdumiały
Oglądał ogrody zimowe?
Te śnieżne, przejrzyste - cudne arabeski.
Ej, czy też naprawdę są z lodu?
Czy może uronił posłaniec niebieski
Lilje - co tak zbladły od chłodu...
To białym stokrociom te puchy śniegowe
Na młode się listki składają...
Te pyłki, atomy - sukienki balowe
Dla białych narcyzów utkają.
Ponętnie - lecz chłodno gałązki krzewiny
W swej bieli się wznoszą do słońca...
Ot, mruga tu szafir - ot, płoną rubiny
Brylantów, szmaragdów - bez końca.
Czy zawsze te skarby tak dłonie nam ziębią
Jak dziś - gdy je zima rozstrzela?
Czy poza tą bielą dziewiczą, gołębią,
Tak zawsze jest mało wesela?
Czy gdybym naprawdę nosiła w warkoczach
Klejnoty - w kolory tęczowe,
To łezki współczucia zastygłyby w oczach
Jak białe te kwiaty zimowe?
Czy wtedy aż poznam ja czary życiowe,
Gdy wszystkie się czucia zapalą?
Gdy miłość roztopi osłonki śniegowe,
Co serce mi chłodem krysztalą?
O mroźny poranku! ty patrzysz się w słońce,
A stygniesz w uścisku lodowym.
Jak człowiek - co chłonie tęsknoty palące,
A światu - jest zawsze zimowym.